Federalna Służba Migracyjna (FMS) i jej urzędy (UFMS) to instytucje powołane aby utrudniać imigrantom życie. Myślę, że to świadome założenie. Ma być trudno. Nie każdy ma przyjeżdżać. Ci najtwardsi – przetrwają, ci słabsi… pojadą do Europy? Trzeba przyznać, ze sukcesy są – za dużo imigrantów tu nie ma. W UFMS załatwia się takie rzeczy jak: rejestracja cudzoziemca na terenie FR, zaproszenie cudzoziemca na terytorium RF (nie można se tak po prostu przyjechać! Zaproszenie jest podstawą do wydania wizy), pozwolenie na czasowy/stały pobyt, obywatelstwo, paszporty zagraniczne (w Rosji są dwa rodzaje paszportów – wewnętrzny działa jak dowód i zagranpasport, który uprawnia do wyjazdów).
Nie miałem jeszcze przyjemności być tam osobiście aż się nadarzyła – okazało się, że zrobiliśmy mały błąd w moim formularzu rejestracyjnym, nikt tego nie zauważył, ale nie chcą teraz dać pozwolenia na pobyt więc trza odkręcać. Liczyłem na sceny dantejskie – byłoby o czym pisać.
Wejście do UFMS – w niepozornym bloczku. A ten urząd obsługuje pewnie koło miliona ludzi, z czego sporo w nich imigrantów.
Sytuacja 1
Typowa. Przychodzi Petent do urzędu. Nie ma czerwonego pojęcia co zrobić, do których drzwi zapukać, próbuje łapać urzędników wychodzących z różnych pomieszczeń, ale ci są zaaferowani, nie odpowiadają. W końcu zajmuje strategiczną pozycję pod jednymi drzwiami, gdzie kręci się najwięcej urzędniczej braci – a nuż się uda. I wchodzi cały kontyngent urzędników, znika za drzwiami. Pochód zamyka młoda, drobna urzędniczka – dałbym jej nie więcej niż 23. Jegomość (kapitalne słowo BTW) pyta zrozpaczony a ona z jednej strony jakby chciała pomóc, z drugiej – musi trzymać się stada, nie wychylać się. Więc znika za drzwiami. Ale po chwili wychyla się i mówi – pokój nr 5. Petent uradowany, ja też – udało się, choć jedna istota ocaliła jeszcze resztki człowieczeństwa w sobie.
W urzędzie tym najlepiej jest pytać innych petentów. Oni wiedzą dużo więcej niż urzędnicy. I też im się nudzi. Chętnie pogadają.
Oto i drzwi – portal urzędniczy, oddzielający świat śmiertelników od Urzędu.
Sytuacja 2
Kolejka w UFMS uformowowana. Dziś przyjmują od 14 więc kiedy przyszliśmy o 13.40 byliśmy gdzieś na dalekich pozycjach. Kolejkę zajmuję się w klasyczny sposób “Kto z państwa ostatni” i rozsiada się, a raczej rozstawia się po różnych kątach malutkiego korytarzyka. Przychodzi matrona. I pcha się drzwi. Do których wszyscy czekają. No to delikatnie ktoś zwraca uwagę – proszę pani my tu wszyscy w kolejce. Ale tam jest mój inspektor! Ale to też nasz inspektor, wszyscy czekają. Ale ja tylko na chwilę. Wszyscy na chwilę. Matrona ma wzrok niszczący. Kolejka odpuszcza. A tam, niech wejdzie, będziemy stać 100 minut czy 105 to już znaczenia nie ma. Luz.
Ot poczekalnia:
Detal:
Sytuacja 3
Kierownik kolejki. Jedna z kobiet siedzi przy biurku. Kierownik (rosły mężczyzna, z wyglądu rzekłbym kaukaski, z rodzaju tych co jak do nich trafisz przypadkiem to przez 2 dni nie wypuszczają karmiąc pieczonymi bakłażanami, baraniną i winem) zwraca się do niej:
– Ustąpcie miejsca człowiekowi pażałsta.
Kobieta trochę zbladła, no bo jak to ma stracić swoje miejsce w kolejce? No ale głos kierownik jest na tyle przekonujący i dobrotliwy, że jakoś nie wypada odmówić. Ustąpcie miejsca przy biurku bo człowiek tu na stojąco pisze, niewygodnie. Ufff! Więc chodzi tylko o biurko.
– A nie no to pewnie – proszę.
Informacje na tablicy – prawda, że przystępne?
Sytuacja 4
Przychodzi kobieta.
– Kto posledni do drzwi nr 5?
Ktoś się zgłasza.
– A wszyscy inni gdzie stoicie, do których drzwi?
Kierownik kolejki pyta:
– A co, Wy z prokuratury?
– Nie, ja prowadzę prywatne śledztwo.
– A to w porządku.
Wszyscy w śmiech.
Wymagania na bycie obywatelem FR:
Bo tak właśnie jest na korytarzach Newskiego UFMS. Niby niewesoło – no bo trzeba stać w tych sowieckich kolejkach, nie ma gdzie usiąść, nikt nic nie wie, za jakieś pierdoły odsyłają z kwitkiem. Ale jakoś tak wszyscy się wspierają nawzajem. Jak jest matka z małym dzieckiem to przepuszczają bez mrugnięcia okiem i jeszcze puci-puci, a chłopczyk czy dziewczynka? Siedzą sobie, stoją gadają ze sobą o sporcie, o życiu, o paznokciach, o przygodach urzędowych. Zupełnie się nie znają, ale tu jakoś się socjalizują. Jak ktoś ma jakąś ciężką sprawę to mówią mu: Powodzenia! Zagrzewają do walki przed wejściem w urzędniczą paszczę niczym trener przed meczem. Jak ktoś opuszcza już budynek to się żegnają, do zobaczenia, aż żal wychodzić. Czas płynie szybko i półtorej godziny mija jak z bicza strzelił. A pewnie jeszcze ciekawiej jest w styczniu, kiedy rozdawane są losy na loterii – czyli wydawane są pozwolenia na pobyt w Rosji. Jest ich tylko określona ilość (kwoty), więc trzeba swoje odstać w kilkudniowych kolejkach. (na szczęście, jak ktoś jest małżonkiem obywatelki FR to kwoty go nie dotyczą).
I ja tak wolę, nawet jeśli muszę tam przychodzić i swoje odstać. Wolę tak, niż wypasiony urząd, z podświetlanymi wskazówkami i nawet informacją piękną, ale gdzie nikt nikomu nie pomoże jeśli go prawo do tego nie zobowiązuje. Gdzie petent petentowi konkurencją tudzież wilkiem. A może jest gdzieś na świecie tak gdzie i urząd miły i współpetenci przyjacielscy?