Jakiś czas temu rzucił mi się w oczy artykuł o Polakach co jeżdżą do Kaliningradu i kupują tam smakołyki – między innymi “sałatkę z wodorostów”. Jadłem to kiedyś i pomyślałem, że może jednak Polakom przydałby się przewodnik co w Rosji warto kupować.
Dziś zapraszam na wycieczkę po rosyjskim sklepie spożywczym. Wybrałem dwa sklepy – Supersam Newski na prospekcie Bolszewików i Perekrostok na ulicy Kołłontaj (przez długi czas myślałem, że chodzi o naszego Hugo, ale jednak chodzi raczej o Aleksandrę). Newski to supersam z dawnych lat – kiedy był światełkiem dobrobytu dla poszarzałej od komunizmu rzeczywistości. Moja żona wspomina, że jeszcze w latach 90. ustawiały się tu wielogodzinne kolejki żeby w ogóle do sklepu zostać wpuszczonym. Perekrostok (ros. skrzyżowanie, rozdroże) natomiast to świeży wytwór kapitalizmu – przyjemy osiedlowy markecik, czynny 24h z ładnymi półeczkami i drożyzną okrutną. Właścicielem jest ta sama sieć, która dzierży Piatjoreczkę (ros. piąteczka – chyba od 5 kopiejek) – taką lokalną biedronkę.
No to wchodzimy:
(widać tam ceny – jedna złotówka to ok 10 rubli obecnie – można sobie przeliczyć)
Na początek żywność w puszkach. Bardzo tu popularna i nieco inna niż u nas. Duży wybór ryb i owoców morza (samych kalmarów sporo rodzajów), są też dość przerażające puchy z krówkami i świnkami. Nie odważyłem się. Są też gotowe dania z kaszą i jakimś mięchem – też nie przepadam, choć wiem, że się jada. Natomiast rybne w większości polecam.
To się w Rosji nazywa hurma. W Polsce widziałem ostatnio pod nazwą gruszka “jakaśtam” ale nie było tak smaczne, jak te co tam znalazłem. Słodkie, soczyste, dobre.
Majonez podajemy w workach takich. I wyciskamy.
Uwaga generalna – w Rosji (jak chyba wszędzie) jest sporo przetworzonego, chemicznego jedzenia. Ale są też tradycyjne produkty. Takie naprawdę tradycyjne i smakujące znakomicie. I wcale nie droższe z okazji tego, że “tradycja” “natura” “eko” “krakowski kredens”. Na przykład lody – klasyczne nazywają się plombir – pakowane są w karton i smakują znakomicie – czuć tam jeszcze krowę co na nie dała mleko. Naprawdę najlepsze lody jakie jadłem.
Ryby i owoce morza – jest tu tego mnóstwo, wszystkie rodzaje, na różny sposób podawane. I nieco tańsze niż u nas. Dowiedziałem się, że nie ma czegoś takiego jak łosoś – jest dużo rodzajów ryb łososiowych – semga, forel, gorbusza, keta – jak dla mnie wszystkie wyglądają tak samo i smakują tak samo znakomicie. Ceny są różne, ale można znaleźć sporo tanich ofert. Na pierwszym obrazku megakrewetki – smakują już bardziej jak mięso niż jak ryba. A na ostatnim – małe krewety w promocji – 150 rubli(15 PLN)/kg. Starcza na porządną kolację dla 4 osób.
Samo najlepsze – kawior. Czerwony z ryb łososiowatych i czarny z jesiotra. Na czarny mnie nie stać (obczajcie ceny na zdjęciu). Czerwony można czasami dostać za około 200 rubli za mały słoiczek. Warto.
“Suszonki” do alkoholu. Suszona ryba to doznanie ekstremalne. Ale wołowina już przyjemna (choć importowana).
Słodycze z fabryki Krupskoi – Krupska to żona Lenina. Są cukierki Leningradzkie, znakomite cukierki Aurora z krążownikiem na papierku – słodkie i chyba z lekką nutką alkoholu.
Podobno im bardziej przerażające dziecko na okładce tym smaczniejsze słodycze. W przypadku klukwy (żurawina w cukrze pudrze) można powiedzieć, że się sprawdza. Czekolada Aljonka już raczej nie robi takiego szału. Anegdotka o klukwie – łatwo pomylić ją z kulkami na mole 🙂
Z chlebem w Rosji jest tak: Ciemny jest dobry. Najlepszy jest Bordinski – czasami twardy jak kamień, ale jak skroi się już tą skórę nosorożca (która świetnie chroni środek) to dociera się do sedna – mięsistego, wilgotnego, pożywnego. Niezły jest też Stołowy (chyba tak się nazywa) – nie tak ciemny, ale też razowy – nie czerstwieje w ogóle. Szybciej spleśnieje niż się zeschnie. Z białym pieczywem jest masakra. Są jakieś bułki, chleby – ale wszystko to dmuchane, bez smaku. Dobrego białego chleba nie zastałem. Może to nisza?
Napoje. Oczywiście jest cały ten syf z wielkich koncernów co wszędzie. Ale lokalne produkty są daleko bardziej interesujące. Na przykład “Tarhun” z trawy (chociaż pewnie koło trawy to on leżał co najwyżej) czy “Bajkał” z szyszek sosnowych – ten smaczny. Spory wybór “sentymentalnych” oranżad. I sporo kwasów chlebowych – jeszcze nie wyrobiłem sobie zdania, to specyficzny napój niech próbuje ten kto lubi (są raczej mocniejsze niż ten co wszedł ostatnio w Polsce). Natomiast za obowiązkowe uważam próbowanie wód mineralnych. I tu garść teorii – wodą mineralną można nazwać to co ma w sobie więcej niż 1g/l minerałów. W Polsce z tych popularnych to kwalifikuje się chyba jedynie Muszynianka, Piwniczanka i Staropolanka (chociaż te ostatnie to już niszowe). A i tak nie przekraczają one 2,5 g/l. (Są jeszcze wody lecznicze – ale one są drogie i chyba nie do końca bezpieczne dla każdego) Reszta to w zasadzie kranówki – podejrzewam, że łódzka woda może mieć więcej minerałów niż niejedna butelkowa. W Rosji natomiast jest spory wybór porządnie zmineralizowanych – 3g, 4g, 7g/l. Jest legendarne gruzińskie Borjomi (w pl też dostęne), jest Slawianowska i cała masa innych. Nie ma nic lepszego jak dobrze schłodzona woda z 7 gramami minerałów – czujesz jakby ktoś solniczkę rozuścił, ale po chwili dochodzi, że to dobre jest.
Serki glazurowane. Coś między serkiem homogenizowanym a lodami. Świetne. Najlepsze z pribaltiki – łotewskie i estońskie, np firmy Karums.
Torty. Mają osobny dział. Tortów się je dużo. I to wcale nie na weselach i urodzinach. Tak do codziennej herbatki też. Sporo z nich jest paskudnych. Ale jak się wie co to można znaleźć pyszne. Polecam Medawik z Newskiego.
I już na sam koniec – Soczi nadciąga wielkimi krokami.