Ostatnia dekada XX wieku była wyjątkowa. Może dlatego, że w środkowej Europie sporo się pozmieniało, a może dlatego, że to moment, który jeszcze pamiętam a już jest na tyle odległy by wspominać go z nostalgią. Okazuje się, że w Rosji lata dziewięćdziesiąte też miały swój smak. Trochę czerpiący z zachodu, trochę korzystający z wolności ale i niewątpliwie zachowujący wschodni charakter.
Czego się słuchało w Rosji 20 lat temu?
Jak muzyka to taneczna. Na pierwszy ogień DJ Groove (czy w każdym kraju jest jakiś DJ Groove?) w wersji rosyjskiej zapisywany przepięknie jako Грув. Optymistyczny przekaz i taki też teledysk z dziećmi i szałowymi przejściami z Windows Movie Makera (ale pewnie w 96 w Rosji takie przejście kosztowało miliony złotych monet). A sam kawałek – jak dla mnie daje radę, śmiało może konkurować z dr Albanem czy 2Unlimited. Szczęście jest, jego nie może nie być.
Weźmy inny zespół – nazwa zachodnia – Green Grey w utworze Maza Faka (długo się zastanawiałem czy tytuł jest wariacją na temat popularnego zapadniego przekleństwa – nie wiem tego nadal). Bardziej alternatywnie, z lansem na “nie aż taki mainstream”.
Dziewięćdziesiąte to też lata boysbandów i romantycznych chłopców. Taki Mihei w utworze “Suka Lubow”. Nie wiem co znaczy tytuł, ale wiem, że tak samo nazywał się w Rosji film Amores Perros.
Mihei był tylko maleńkim preludium boysbandowej uwertury. Kolejny wykonawca prezentuje wszystko co potrzeba – piękni chłopcy, z pięknymi grzwkami i białymi porozpinanymi rubaszkami tańczący na obiektach hydrotechnicznych z towarzyszeniem futurystycznych pojazdów i starych samochodów. Do tego zespół nazywa się … Iwanuszki.
Myślę, że na ten moment wrażeń wystarczy. Pozwolę Wam ochłonąć i w następnym odcinku pokażę trochę gangsta rapu z Piterskich blokowisk i rzeczy które nie powinny wejść do mainstreamu ale jakimś sposobem weszły.
Fota z englishrussia.com