Dużo się ostatnio mówi o budowaniu marki turystycznej – regionów, miast, krajów. W Polsce na ten cel przeznaczane są co roku znaczące środki – na kolejne portale, kampanie reklamowe, udział w targach. Robią się zdjęcia, wymyślają hasła, piszą się artykuły, programiści łamią klawiatury na kolejnych fajerwerkach w portalach i aplikacjach.
Aż w końcu przyjeżdża taki turysta – cały nastrojony, z obrazami w głowie, pamięta, że Gdańsk miasto wolności, Zakochaj się w Warszawie i Białystok Wschodzący a Kraków już w ogóle Magiczny. W ręku przewodnik, w telefonie apka. Załóżmy, że akurat przyjeżdża no powiedzmy z Rosji. I że ma tani lot do Kaliningradu, z którego autobusiorem podąża do pięknego Trójmiasta. Może niektórzy z Was już o tym zapomnieli, ale istnieją jeszcze w świecie granice – takie, które trzeba przekraczać z paszportem i wizą w paszporcie owym. I nasz podróżnik również na taką granicę – między Mamonowem a Grzechotkami trafia. Najpierw żegnają go uśmiechnięte choć czasami nieco przesadzające z makijażem strażniczki po stronie rosyjskiej. Oprócz dużej ilości makijażu mają także dużo luzu i zawsze znajdą powód, żeby z podróżnymi – niezależnie czy są turystami, mrówkami czy ekonomicznymi migrantami – rubasznie pożartować. A nawet – zapytać – tak po ludzku – czy wszyscy czują się dobrze, czy kogoś nie “ukaczało” (nie ma takiego czasownika po polsku, chodzi o chorobę lokomocyjną). Po tej stronie wsio w porjadkie, jedziemy więc w Ewrosojuz.
A tu nie ma uśmiechniętych pań. Tu jest pan. Pan, który miał dzisiaj zupę za słoną, wstał lewą nogą, jego drużyna (jakiś Świt Grzechotki czy coś) przegrała ważny mecz, a może po prostu na co dzień jest pochmurny. Może jest w jego życiu coś co go stresuje, może w SG płacą nie dużo, może wyścig szczurów w tej organizacji go przygnębia – tego już nie wiemy. Wiemy, że Pan drze ryja na Bogu ducha winnych turystów. Ktoś nie może znaleźć wizy w paszporcie – już do niego z pretensjami. Po polsku oczywiście – jedziesz do Polski, musisz znać Polski przeca. Ktoś chce z wyjść z autobusu bo się zasiedział – i pyta grzecznie o to, ale Pan mówi (krzyczy!), że wyjść nie można bo “nielzja” (czyli jednak zna też rosyjski). Jakoś granicę wesoły autobus przechodzi, ale nasz turysta martwi się, czy może wszyscy tu nie będą tacy, czy może nie trzeba było jednak lepiej jechać do Italii, Francji czy nawet – choć był tam razy sto – do Soczi.
Granicę rosyjską przekraczałem kilkadziesiąt razy. Na lotniskach, kilku przejściach drogowych, na dworcu morskim. Strażnicy i strażniczki są różni. Jedni mniej uśmiechnięci, jedni bardziej. Sporo razy musiałem się gęsto tłumaczyć z niestandardowych dokumentów. Pamiętam dużo miłych pogaduszek i nie pamiętam ani razu, żeby ktoś w wielkiej czapie (czy w wersji damskiej – furażce) na mnie nakrzyczał. Na pewno takie sytuacje się zdarzają. I na pewno w Polsce też jest całe mnóstwo świetnych, profesjonalnych Strażników Granicznych, którzy są na służbie, żeby ludziom pomagać w – bądź co bądź – stresującym procederze przejścia granicy. Ale nie pisałbym tego posta gdyby to był jeden Janusz na jednej granicy. Słyszałem o gburowatości na naszych wschodnich granicach kilka razy w ostatnim czasie i nie dalej jak wczoraj zastanawiałem się z Kozłem czy w Grzechotkach to się potwierdzi. Jakże rozczarowałem się tym, że się potwierdziło. A przecież to nie jest takie trudne. Przecież tu nie chodzi o jakieś wielkie rzeczy, tu chodzi o to, żeby się uśmiechać i nie krzyczeć. Wyluzować trochę. Nie wiem czy trzeba do tego przejść szkolenie, wybrać dobrych ludzi, czy zapewnić komfort pracy tym co już pracują. Ale naprawdę – to jest nasza wizytówka, to jest literalnie twarz Polski. I nawet jak po stronie ruskiej terminal jest obdrapany a kible śmierdzą (w Grzechotkach nie najgorzej, w Iwangorodzie wrażliwym nie radzę próbować, może ukaczać) ale strażnicy się uśmiechają to ja wolę tak. No bo inaczej to na co te hasła, filmy z dronów i planery podróży.
—-
Granicę przechodziłem z Polski do Rosji jakby co. W Autobusie Ecolines (który się spóźnił półtorej godziny, więc pasażerowie czekający na pażdziernikowym chłodzie od początku nie byli w jakimś super nastroju. Na szczęście po ruskiej granicy się poprawiło.)
Foto: Grace Kang on Unsplash