Przez Polskę przelała się fala namysłu nad przestrzenią wizualną kraju. I narzekają wszyscy, że strasznie, że brzydko, że reklam dużo, architektura marna, że wanny z kolumnadami. Ja patrzę na to z perspektywy wschodniej i zastanawiam się cz tu jest gorzej czy lepiej. Architektonicznie mogę uspokoić – tu jest jeszcze gorzej. Dodajcie do polskich kolumn rosyjskie złoto, tutejszą fantazję, aspiracje do bycia bardziej europejskim od Europy i możliwości mające swe źródło w ropie, gazie i minerałach. I przedstawcie sobie jak przedmieścia wyglądają. Tymczasem w kwestii reklam są momenty przygnębiające (jak reklamy w lesie na drzewach) ale o dziwo baneromania jakoś bardzo mnie nie dopadła. Dziś o wykorzystywaniu innego nośnika – chodników, wielkich, długich, asfaltowych, pozastawianych samochodami chodników. U nas na szczęście jeszcze dramatu z chodnikami nie ma, a tu – wykorzystywane są bardzo swobodnie.
Co można pisać na chodniku?
Od prostych:
(remont mieszkań, wysoka jakość, niskie ceny)
(monitoring, sygnalizacja ochronna)
A tu przekaz prosty, choć usługa chyba nie tak bardzo:
(wybawienie od narkotyków i pijaństwa)
Mamy i formy graficzne a jakże:
(naprawa obuwia, klucze, ostrzenie, wymiana baterii)
(lotnicze i kolejowe bilety – tu się je kupuje w kasach rozmieszczonych w różnych dziwnych miejscach)
Są też tajemniczo brzmiące:
W wersji graficznej wyjaśniające nieco więcej:
Jak nam się spodoba i będziemy chcieli swoją reklamę:
Tak to wygląda w hurcie – wyjście z metra Ligowski Prospekt:
Najciekawsze jednak są nie reklamy a komunikaty wysyłane do konkretnych odbiorców, zazwyczaj pod oknami tychże: