Ciężko się pisze o Petersburgu z Łodzi, gdy wokół bodźców tyle, praca, znajomi, znajomi, praca, znajome kąty, nowe Lidle na osiedlu, dworzec rośnie i stajnia dla jednorożców też. Ale w małej wolnej chwili napisać można i trzeba o wolnej chwili w petersburskim wydaniu.
Jak się spędza czas wolny w Petersburgu. Wot tak:
1. Zagorod i przyroda w mieście.
Przede wszystkim czas wolny spędza się poza miastem. Jakby ładnie w mieście nie było, 5-cio milionowa metropolia wysysa z mieszkańców większość sił więc jeśli tylko pogoda się nadaje wystrzeliwują oni z miejskiej procy w jakimkolwiek kierunku aby od miasta odpocząć i nie stać w miejskim korku ale w tym zamiejskim – do jeziora jakiegoś naprzykład. Na szczęście nie jest aż tak źle – jezior wokół jest całe mnóstwo, jest największe w Europie – Ładoga i setki mniejszych. Są lasy, grzyby, morze a wszędzie tam oczywiście dacze. Ale Rosjanie lubią nie tylko odpoczynek ucywilizowany, na murowanej daczy. Z uwielbieniem traktują wszelkiego rodzaju “pochody” nie mające nic wspólnego z przemarszami a będące rodzajem biwaku w lesie. Czy to nad rzeką, czy na wyspie – odziewają swoje moro stroje, rozstawiają namioty, rozpalają mangał, zajmują się “rybałką” i koczują w lesie. Zwolenników tego typu rozrywek znajdziecie zarówno wśród studentów jak i wśród oligarchów. Kasa kasą a prawdziwego pochodu nie zastąpi nic.
W mieście też mamy przyrodę. Parki. Przyroda jest bardzo wyraźnie oddzielona od miasta. Miasto to nie jest miejsce dla roślin – tam powinien być beton i asfalt, tam jeżdżą samochody i tam się pracuje. Odpoczywa się w parku. I park powinien być na wypasie – piękne aleje, wystawne żywopłoty, fontanny – jak choćby w Letnim Sadu, na Wyspie Elagina czy którymkolwiek ze starych parków. Nowe osiedlowe parki nie bardzo na razie dają radę. Nie wiedzieć czemu zakładane są na pustych polach gdzie nie ma ni jednego drzewa i wszystkie je trzeba wsadzać w postaci małych kikutów. Nawet fantazyjne systemy alejek nie bardzo im pomagają. Jest sporo anegdot ilustrujących podejście władz miasta do rekreacji i szeroko pojętego czynienia miasta przyjaznym dla ludzi. Kiedy aktywiści rowerowi poszli do władz miasta, aby poprosić o ścieżki rowerowe w mieście, żeby efektywnie się przemieszczać ci wybudowali im ścieżki… ale w parku. Bo przecież rower to rekreacja, a rekreacja to w parku, po co to robić w mieście?
2. Kultura
Zdumiewający dla mnie jest pęd Rosjan ku kulturze. Na każdej stacji metra jest kasa teatralna, gdzie można kupić bilety na większość spektakli w mieście. I Rosjanie rzeczywiście tłumnie te bilety (nietanie często) kupują. W ogóle mam wrażenie, że kultura jest swego rodzaju sacrum. Jest tu parę znakomitych scen – teatry o wielowiekowej już tradycji, balet w Marince (nie widziałem jeszcze – wstyd) i wiele wiele innych. Jest też sporo miejsc i spektakli, które są co najwyżej przeciętne – a mimo to artyści są tam oklaskiwani w sposób fanatyczny. Przy czym dotyczy to głównie teatru i muzyki klasycznej – zagraniczne gwiazdy (przyjeżdżające tu bądź co bądź często) nie zawsze wzbudzają entuzjazm widowni co to co dwa tygodnie ogląda innego muzyka z topowych miejsc list przebojów.
3. Gry
O ekstremalnych ciągotach growych pisałem już kiedyś, jak i o rozwijającej się w szalonym tempie modzie na escape roomy. To nie jedyne gry w jakie się gra. Wbrew stereotypom ordynarne picie wódy w gronie na ten przykład moich znajomych (może bardziej – znajomych Natalii) nie jest za bardzo popularne. Gra się za to – w planszówki, w kalambury jakieś, w mafię, czy w bardziej złożone gry fabularne.
4. Knajpy
Knajpy są takie jak wszędzie – i pseudoangielskie puby, i herbaciarnie dla wrażliwych studentek i mordownie dla piwoszy i ekskluzywne kluby (w takich nie bywam) i knajpy hipsterskie, z burgerami, paletami, menu kredą pisanym i kelnerami brodatymi. Ale są też miejsca, które zaskakują niesamowicie – takie jakich nigdy wcześniej nie widziałem. A taka była na przykład knajpoprzestrzeń urządzona na ostatnim piętrze bloku na okrutnym blokowichu. Wchodzi się przez domofon – trzeba wiedzieć gdzie wejść, wjeżdża się windą do końca, zmienia obuwie na wejściu i wkracza do czegoś w rodzaju … miłego domu z wielkimi oknami, kominkiem, antresolami kanapami i miłymi światłami – i to na jakimś 20 piętrze. Świetna rzecz, polecam.