Nie ma lepszego miejsca na pisanie o podróżowaniu z Pitera niż terminal Pułkowo. Piękny, nowy, czysty, z rzeżbami aniołów wyposażonych w odrzutowe silniki. Infrstruktura prekrasna a z czynnikiem ludzkim – jak wszędzie – bywa różnie. A to pani na kasie (gdyż zachowałem się jak Kuźniar i myślałem, że lekki nadbagażyk przejdzie – nie przeszedł) ze 20 minut próbowała przyjąć ode mnie opłatę, a to paszport znowu sprawdzali z 15 minut, dzwoniąc, kombinujac – stresujące to strasznie jak stoisz na granicy i zastanawiasz się, puszczą czy nie.
Na początek więc dobra rada dotycząca nie tego gdzie a jak podróżować – cierpliwie. Nie spinać się, nie denerwować. Wsio budiet horosho. A jak nie – to i tak nerwy nie pomogą.
I teraz już możemy o tym gdzie podróżować.
Kierunki takie proponuję:
Zachód:
Estonia, Finlandia
Jak już znajdziemy się w Piterze dobre odprawić się na zachód. Można na przykład w drodze powrotnej. Na północny zachód mamy Finlandię – popularną Finkę. Do Finki jeździ się kupić dobre jadło i poczuć się jak w Europie. Granicę przekraczamy za Wyborgiem (Wyborg dostał się Rosjanom w trakcie Wojny Zimowej, myślę, że Fini tego żałują bo to piękne miasto. Było kiedyś.). Przejazd przez granice to szok – z Rosji – nieuporządkowanej, chaotycznej, brudnawej do Finlandii – skandynawskiej, czystej, uporządkowanej, ładnej. No dobra, większy szok jest w drugą stronę. Z SPB do Helsinek szybkim pociągiem dojedziemy w 3,5 godziny. Odprawa graniczna dzieje się w pociągu bez zatrzymywania, Rosjanie mogą tam nawet użyskać zwrot kasy za VAT (ot taki plus mieszkania w Rosji i kupowania w UE). Helsinki są świetne, fińska przyroda też znakomita. Drogo przeokrutnie, ale co tam. Raz na jakiś czas można.
Estonia to taka mini Finlandia. Mini bo ma 1,5 miliona mieszkańców a Finlandia bo bardzo się stara o transfer z ligi “postsowiet” do ligi “nordic”. I w zasadzie chyba Estonia już się zapisała do nowej ligi, ale Rosja nie bardzo chce oddać karty zawodników. No ale nie o polityce tu. Estonia jest moją miłością, choć byłem tu nie za dużo i pewnie kojarzy mi się dobrze, bo tu odbierałem pięć lat tamu pierwsze wieści od mojej obecnej żony. W każdym razie – jest przepięknie etniczna, znakomicie pusta, smaczna (chleby! pasztety! śledzie! kohuke! (tu takie słowo klucz dla Agaty – to takie serki homogenizowane, istotnie pyszne)), miasta ciekawe i miłe (no dobra, znam tylko Tartu, Tallin, kapkę Kurosaare. Estonia to znakomity wybór na urlop – na rowery, samochodem czy też simple expresem. Nieodkryta ciągle w Polsce a świetna. Po drodze do Estonii (patrząc z Polski) mamy też Litwę i Łotwę – specyfika podobna, Ryga piękna, Wilno polskie.

Północ:
Karelia, Półwysep Kolski, Sołowki
Co do Estonii i Finki pokusa jest taka, żeby paść tu a do Rosji już nie – bo wiza, bo w Piterze drogo, etc. Jak ktoś jednak twardym zawodnikiem będzie i do Rosji wpadnie to warto wybrać się dalej – do Karelii i dalej – na Półwysep Kolski i na Sołowki. Tam też oczywiście ciągnie mnie sentyment z pierwszej wyprawy, więc będę się rozpływał w zachwytach. Albo nie, powiem po prostu gdzie warto. Karelia – wybierzcie jakieś lasy, jeziora, nie koniecznie miasta, bo ani one piękne ani za dużo ich tam nie ma. Onega jest świetna, ale pamiętajcie o dobrych mapach, jeśli jeździcie na rowerach. Sołowki – mają coś w sobie, na pewno warto. A przed wyprawą na Sołowki przeczytajcie Wilczy Notes – będziecie wiedzieli o co tam chodzi.

Dalej na północ mamy Murmańsk – ze swoim mitem największego miasta na tej szerokości geograficznej – jest daleko za kołem polarnym, latem mamy dzień polarny, zimą noc. Murmańsk jako miasto jest dokładnie taki jak wszytskie sowieckie miasta, fajne są okolice portu, lodołamacz atomowy i sporo okrętów wojennych – jak się dobrze trafi. Z Murmańska warto się wyrwać w tundrę- bo to coś rzeczywiście innego, coś czego u nas nie ma (lasy wokół Onegi, choć piekne to jednak po ósmym dniu łudząco przypominają te miedzy Zgierzem a Grotnikami). A więc tundra – można pojechać na zachód – ale tam podobno zona zapreszena, poligon, wojsko i w ogóle. Można na wschód – i tam podobno też, ale jakoś tak nie do końca. Półtorej godziny drogi z Murmańśka mamy Teriberkę – wioskę, którą my odkryliśmy suwając palec po naszej sowieckiej mapie a potem na cały świat rozsławił ją Zwiagniacew swoim Lewiafanem. I wioska ma naprawdę to coś. Jeśli jakimś cudem dotrzecie tu – wspomnicie moje słowa.

Południe:
Moskwa, Kaukaz
Z Południem to jest tak, że mamy długo długo nic a potem Moskwa. Przesadziłem z tym nic – jest masa interesujących miejsc, mamy Wielki Nowgorod – kiedyś stolicę księstwa, mamy Psków – też ważną metropolię, teraz podobno niezbyt atrakcyjną, mamy wreszcie całą wielką “ruską głubinkę” – po której na pewno warto podróżować, raczej im dalej od szlaku Piter – Moskwa tym lepiej. Potem mamy Moskwę. Moskwa jest dla gigantomanów. Ja jestem gigantomanem – lubię dużo, dużo, masę, spektakularne wszytsko. Ale i mnie Moskwa przygniata i męczy. Być moze dlatego, że sypiam tu czasem na klatkach schodowych przed spotkaniem w Ambasadzie. Na pewno zaś Moskwa warta jest podroży. Każdy znajdzie tu co chce – ja lubię WDNH, lubię Winzawod, lubię Park Gorkiego, uwielbiam metro, lubię Moskwa City.
Do Moskwy jedziemy albo Sapsanem (szybki pociąg) – koło 4 godzin, koło 2-3 tys rubli, albo zwyklakiem (koło 8-10 godzin, koło 800-1200 euro), można i busikiem, można samochodem, można samolotem (ceny porównywalne do pociągu ino trzeba się po lotniskach telepać)
A jak dalej niż Moskwa to Kaukaz. Najlepsza opcja z Polski na Kaukaz to lecieć bezpośrednio do Gruzji czy Armenii (zdaje się Wizz ma dobre oferty), ale ciekawy jest też północny – rosyjski (?) Kaukaz. Ze znakiem zapytania bo Czeczeni, Czerkiesi, Dagestańcy, Osetyńczycy i inne narody tu żyjące nie bardzo się ruskimi czują, chociaż to, że ich ziemie są częścią RF nie zawsze im przeszkadza. Tak jak na południe od Gór Kaukazu tak i tu mamy świetną przyrodę, mineralane wody, szaszłyki i bakłażany, a do tego jeszcze nieco sowieckiego klimatu sanatoryjnego. Jak na dłoni widać skomplikowaną historię i teraźniejszość tego regionu – Choć ja do Nalczyka i Groznego się nie wybrałem to jest to zuepłnie w zasięgu ręki.
Na Kaukaz północny lecimy samolotem (dość drogo) albo jedziemy w wesołą podróż pociągiem (24 h i też drogo).
Także ten – jeśli jeszcze nie macie planów na urlop łapcie lotowskie szalone środy do SPB i z powrotem za 400 PLN, wizkę dogramy i dalsze podróże zorganizaujem.